Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Czw 15:09, 20 Lip 2017    Temat postu: wisna

Babunia Jagodka wymknela sie z wielkiej sali tuz za ksiazeca para, by jej przytomnosc nie oniesmielila mieszczanstwa. Zdazyla tylko dostrzec przez ramie, ze jejmosc w zielonym aksamicie chwyta ze stolu kopystke do nakladania grochu z kapusta i z calej sily wali nia w leb nazbyt elokwentnego i ufnego w miejskie przywileje pana malzonka. Juz na kruzganku skapanym w milym ksiezycowym blasku poslyszala, jak w sali wszczyna sie coraz wiekszy rumor. Nie nasluchiwala wszakoz nazbyt bacznie, rozumiejac, ze najwazniejsze zostalo juz uczynione, a po dzisiejszej uczcie niepredko ktos powazy sie powtarzac plotki o Jaroslawnie. Mieszczanie w mig pojeli lekcje. I to co do joty.

Przystanela w cieniu piersiastej kariatydy, gdy przez rejwach dobiegajacy z wielkiej sali przebil sie pojedynczy wizg i trzask rozbijanej lutenki. Wieczor byl wciaz cieply, choc liscie na drzewach w ksiazecym ogrodzie pozolkly i wyrudzialy ze szczetem. Przeciagnela sie z luboscia, az cos chrupnelo w starych kosciach. Od strony kuchni wicher przywiewal mila won pieczonego chleba, a na gorze, w oknie ksiazecej alkowy wciaz migotal kaganek, ale tej nocy Babunia nie zamierzala zaprzatac sobie glowy klopotami ksiazecej pary. Ech, w Wilzynskiej Dolinie pewnie juz rzepe na polach pieka, pomyslala, i cos ja scisnelo w dolku, jakies ulotne przeczucie, ze nazbyt dlugo popasala w zamku. Zaraz jednak pomiedzy kepami berberysu mignela jej postac znajomego wojaka i niepokoj rozwial sie bez sladu. Wsunela sie jeszcze glebiej za posag dziewoi przygietej pod ciezarem kapitelu kolumny, wyszeptala kilka slow, a potem pobiegla ku niemu po zwarzonej pierwszym przymrozkiem trawie, znow gibka, czarnowlosa i rozesmiana. I az do switu nie myslala wiecej ani o Wilzynskiej Dolinie, ani o Jaroslawnie.

Rankiem dziewki sluzebne opowiedzialy Babuni, jak panowie rajcy pospolnym wysilkiem wygarbowali minstrelowi grzbiet jego wlasna lutenka, i to tak dotkliwie, ze go zbrojni musieli na koniec salwowac z rak rozjuszonych zamsikow. Sam piesniarz az do zmierzchu nie pokazal sie ani w wielkiej sali, ani na dziedzincu, choc Jaroslawna dlugo przechadzala sie w kruzganku, od czasu do czasu rzucajac ponad glowami dworek teskne spojrzenia ku oknom jego izdebki na strychu zamkowych stajni. Kiedy jednak ochmistrzyni probowala ja zagadnac, pani przylozyla tylko reke do czola i ze zbolala mina schronila sie w niewiescich komnatach.

-A ksiaze jasnie pan przede switem z zamku wypadl - objasnila Babunie szczerbata pomywaczka. - I to tak, ze ledwie brame przed nim zdazyli rozewrzec. Bylby straznika koniem stratowal. Ponoc na polowanie, ale w koszarach od rana pija z radosci, ze teraz ani chybi ksiaze pan wojsko na miasto wypusci.

-A wedle czego? - zdumiala sie szczerze Babunia.

-Wedle zelzenia - wyjasnila poslugaczka. - Wyscie nie stad, wiec nie wiecie, jak za starego ksiecia bywalo. Bo bywalo tak, ze kiedy burmistrz przed ksiazeca karoca z traktu nazbyt pozno w las zjechal, to przed wieczorem ksiazece wojsko w burmistrzowej kamienicy pierzyny darlo, a on sam przy pregierzu popod zamkowa brama grzbiet pod razy nadstawial. A jak sie mieszczany z podatkami spoznily, to tez im ksiaze jasnie pan wojsko w goscine posylal. Popily sie zolnierzyki w szynku, pohulaly zdziebelko i wnet w miasto szly. Z pochodniami. A wiecie, jak to jest, kiedy sie chlopy gorzalki ozlopia. Niby ksiaze pan mowil, kto tam w ratuszu najbardziej przeciwko zwierzchnosci gardlowal, ale jak sie juz wojacy rozochocili, to nieraz cwierc miasta z dymem szlo.

-Astrolog wczoraj pol nocy w gwiazdy patrzal. - Kostropata kucharka wyszczerzyla zeby. - A widzicie, jak sie ludziska wokol jego wiezy klebia? Zold prawie caly z koszar zagarnal, bo zaklady scierwo przyjmuje, czy ksiaze, nasz pan dobry, pierwej miasto spali, czy wierszoklete na pal nadziac kaze.

-A ksiezna pani jaka smutna - rozrzewnila sie pomywaczka. - Bladziuchna niby chusta z lozka wstala. Nikomu ani slowa nie rzekla, bo nie zali sie ona, golabeczka nasza. Ale patrza panie, a ona przed zwierciadlem siedzi, i po obliczu jej lezki ciekna jedna za druga niby perelki. Moze niezdrowa?

-E tam, zasby niezdrowa! - prychnela kucharka. - Plodu donosic nie moze, ot co, stad sie te zabawy z minstrelem wziely i insze brewerie! Bo juz trzeci raz roni przez to cale czarodziejstwo! Toz powiadali ludzie madrzy, zeby ksiaze zwyczajna babe bral, spomiedzy naszych. Nie zadna ksiezniczke zakleta, co tylko w oknie siedzi jak malowana i oczy wyplakuje. Na co mu ona? Ani z niej w domu jaka wyreka, ani w loznicy uciecha, wciaz jeno watla, placzliwa i kwekajaca.

Poslugaczki jazgotaly zawziecie o amorach Jaroslawny z minstrelem i o przeklenstwie, ktorym zapieczetowano jej zywot, by nigdy nie powila zywego dzieciecia. Babunia Jagodka w zadumie potarla rozlozysta brodawke posrodku brody. Nie podobaly sie jej te manicure kabaty
pogloski, wcale nie. Dobrze wiedziala, jak blisko od durnej obmowy do pospolitego stosu, na ktorym morzono wiedzmy i cudzoloznice. A nazbyt sie utrudzila swataniem Jaroslawny, by dla glupiego kaprysu pozwolic jej wszystko zmarnowac.

Az do zmierzchu czaila sie przy kuchniach, wygladajac minstrela, ale nie zszedl z izdebki pod dachem

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group